- Nie bardzo
rozumiem o co Ci chodzi – powiedział zdziwiony.
- Oczywiście – prychnęłam cicho.
Ponownie poczułam szturchnięcie w bok brzucha, więc spojrzałam pytająco na Kendall. Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie, jakby mówiąc mi żeby się zamknęła.
- No, Selena w końcu macie okazję porozmawiać! – odchrząknęła, uśmiechając się tym razem bardziej nerwowo.
- Co do...? – ruszałam niemo ustami, tak by Jake tego nie słyszał – Zwariowałaś?
Chyba nie bardzo zrozumiała co chcę jej przekazać, ponieważ na jej twarzy ciągle widniał ten sam uśmieszek, a ona spoglądała to na mnie, to na chłopaka.
- Więc? – usłyszałam po swojej prawej stronie.
Westchnęłam cicho, wiedząc, że od tego najwyraźniej nie ucieknę. Złapałam swoją torebkę, leżącą pod moimi nogami i przerzuciłam nogi na zewnątrz pojazdu.
- Zabiję Cię – szepnęłam, odwracając się do brunetki.
Jake szerzej otworzył mi drzwi, a gdy już wysiadłam i stanęłam obok, ponownie schylił się do dziewczyny.
- Dzięki Kendall – zakończył swoją krótką wypowiedz uśmiechem i zamknął drzwi.
Staliśmy czekając, aż moja przyjaciółka odjedzie w czasie czego ciągle czułam jego wzrok na moim ciele. Kiedy ja na niego spojrzałam, szatyn zerknął na chłopaków posyłając im cwaniacki uśmiech. Już mi się to nie podoba. Przecież widać gołym okiem, że on coś kręci! No błagam, jak Kendall mogła tego nie zauważyć?
- Idziemy do parku czy może wolisz gdzieś indziej? – zagadnął przyjmując jego typową pozę.
- Obojętnie, powiedz co masz mówić i wracam do domu.
- Park będzie dobrą opcją – zrobił krok w tył, a następnie obrócił się w stronę wjazdu na parking.
Szliśmy drogą na skróty, dzięki której według Jake'a szybciej dojdziemy do parku. Na początku w ogóle bałam się z nim iść jakąkolwiek inną drogą niż tą, gdzie jest mnóstwo ludzi. Nie żeby coś... Jednak fakt, że szybciej się tam znajdziemy i szybciej to zakończę do mnie przemówił. Najwyżej będę uciekać.
- Tam – wskazał ręką na ławkę, kiedy znajdowaliśmy się już na miejscu.
Usiadłam obok niego, zarzuciłam nogę na nogę i oparłam się o oparcie. Skrzyżowałam ręce na piersi, jednak rozplątałam je, by ściągnąć moją spódnicę nieco niżej w celu większego zakrycia moich nóg, gdyż zauważyłam jak chłopak siedzący obok na nie spogląda. Co oczywiście nie było dla mnie zbyt komfortowe.
- Więc? – obróciłam głowę w jego stronę dłuższą chwilę później, podczas której żadne z nas się nie odzywało.
Spotkałam jego oczy utkwione w moich, przez co dopiero teraz zauważyłam jak blisko mnie siedzi. Czułam się niezręcznie, dlatego niewiele myśląc uniosłam się nie zauważalnie i przesunęłam jak najdalej. Moim celem był dokładnie koniec ławki, ale los najwyraźniej nie jest dzisiaj po mojej stronie. Ławka okazała się być krótsza niż mi się wydawało, w skutek czego znalazłam się tuż obok niej, na ziemi.
Usłyszałam cichy śmiech, więc automatycznie spojrzałam w tamtą stronę.
- Dzisiaj najwidoczniej nie jest mi dane od Ciebie uciec - mruknęłam niemiło.
Skrzyżowałam nogi, postanawiając zostać w tym miejscu. Przesunęłam się jedynie do tyłu, by swobodnie móc oprzeć się o znajdujące się za mną drzewo.
- Zaczniesz w końcu? - irytowałam się.
Najpierw mnie nachodzi, prześladuje, prosi o rozmowę, a jak przyjdzie co do czego to nic nie mówi! Czy to nie jest frustrujące?
- No więc - przeciągnął, przesuwając się na koniec mebla, na którym siedział. Wyszło mu to znacznie lepiej niż mi.
- No więc - powtórzyłam krótko, poganiając go.
Sięgnęłam po swoją torebkę mającą swoje dotychczasowe miejsce pod ławką. Wyciągnęłam z niej butelkę wody, którą na szczęście ze sobą wzięłam. Jest coraz cieplej, a ja zdecydowanie nie przepadam za upałami.
Trzymając napój w jednej ręce, drugą odnalazłam swój telefon w celu sprawdzenia godziny. Chwilę później wsunęłam go do najmniejszej kieszonki i zajęłam się wodą. Sprawnie odkręciłam nakrętkę i zaczęłam powolnie pić, tak by się przypadkiem nie oblać.
- Zostańmy przyjaciółmi - powiedział, na co ja wyplułam wodę tworząc przy tym tak zwaną fontannę. Kilkukrotnie zakasłałam, unosząc ręce do góry.
- Z tego co pamiętam to za każdym razem słyszałam słowo "znajomi" - odpowiedziałam, kiedy się już uspokoiłam.
- W czym problem?
- Przyjaciele się ze sobą spotkają, dużo rozmawiają i ogólnie spędzają ze sobą czas. Znajomi zazwyczaj robią takie rzeczy bardzo rzadko, praktycznie w ogóle - uśmiechnęłam się i spojrzałam w niebo, mrużąc oczy.
- Nadal Cię nie rozumiem - ewidentnie udawał głupiego.
- Nie chcę się z Tobą przyjaźnić - odpowiedziałam z przekąsem.
Wstałam z ziemi i pośpiesznie otrzepałam spódnicę z ziemi i kurzu. Złapałam torebkę i poprawiłam ubranie
- Więc do zobaczenia... - przerwałam, by sztucznie się zastanowić - nigdy - dodałam oschle i ruszyłam w ścieżką w stronę wyjścia z parku.
Kątem oka mogłam jeszcze zauważyć jak zrywa się z ławki, a następnie próbuje mnie dogonić. Starałam się iść szybkim krokiem, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty już z nim rozmawiać. Słowa, które powiedziałam pod koniec naszej rozmowy nie były miłe, a chamskie i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie lubię być taka dla ludzi, ale im szybciej sobie odpuści to całe nawiązywanie znajomości od nowa tym lepiej.
- Nie tak chciałem poprowadzić tę rozmowę - sapnął.
- Miałeś szansę, ale jej nie wykorzystałeś. To już nie mój problem - skręciłam w inną ścieżkę, mając nadzieję, że odpuści i sobie pójdzie. Ale jak już wspominałam - los mnie nienawidzi.
- Uważaj! - usłyszałam za sobą, więc nadal idąc odwróciłam głowę w jego stronę.
- Powiedziałam już, daj mi spokój - powiedziałam w momencie kiedy poczułam szarpnięcie.
Nim się obejrzałam, byłam przyciśnięta do klatki piersiowej chłopaka. Jego obie ręce mocno trzymały mnie w talii, przez co pomiędzy nami nie było żadnej przestrzeni. Oddychałam ciężko, trzymając dłonie na jego torsie. Obok nas przejechało dwóch młodych chłopaków na rowerach. Jechali dość szybko, wygłupiali i popisywali się, co oczywiście było nierozsądne. Przecież tutaj spaceruje mnóstwo ludzi, a w razie takich sytuacji jak ta, nie zdążą nawet zahamować.
- Nie ma za co, słonko – udał cmoknięcie i cofnął się o krok, powolnie zsuwając ręce z mojej talii.
Przewróciłam teatralnie oczami i odwróciłam się do niego tyłem, by zorientować się w terenie. Okej, przyznaję, że średnio wiem gdzie aktualnie się znajduję. Chyba nie byłam w tej części parku. Cóż, trudno. Jakoś znajdę wyjście na własną rękę. Westchnęłam cicho, poprawiłam torebkę lekko zwisającą z mojego ramienia i ruszyłam w pierwszą lepszą stronę.
Robiłam małe kroki, ponieważ tak w sumie nigdzie mi się nie śpieszyło. Nie przejmowałam się już znajdującym się gdzieś za mną Jake’iem. Nie wiem nawet czy jeszcze za mną podążał. Nie oglądałam się, ponieważ najwyraźniej nie potrafię tego robić. Ile już razy przez moją nieuwagę miałam małą wpadkę? Dwa na pewno. Ten pierwszy będę pamiętać już chyba do końca mojego nędznego życia. Od tego się wszystko zaczęło i tego też żałuję. Mogłam iść jak normalny człowiek, patrzeć przed siebie i nie rozglądać się jakbym w życiu drzew nie widziała. Wtedy widziałabym, że przede mną ktoś biegnie. Zrobiłam bym zgrabny krok w bok i nie zwracając niczym jego uwagi, żyłabym sobie dalej. Bez niego.
Wydawało mi się, że idę już dość długo. Mogłabym również przysiąc, że już widziałam te same dzieci na tej samej, obdartej z lakieru huśtawce. Chodzę w kółko? Prawdopodobnie tak. Moja orientacja w terenie nigdy nie była za dobra.
- Tak bardzo podoba Ci się to jedno miejsce? – usłyszałam, na co automatycznie się wzdrygnęłam.
Jednak kiedy zauważyłam rozłożonego Jake’a na ławce, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, wywróciłam oczami jak miałam w zwyczaju. Moja twarz przybrała zirytowanego wyrazu. Czy ja się od niego kiedyś uwolnię?
- Nie masz lepszych rzeczy do roboty? – nie potrafiłam tak po prostu przejść, nie odpowiadając na jego zaczepkę. Należę do osób mało cierpliwych i naprawdę bardzo łatwo się denerwuję.
- Patrzenie na Ciebie to moje ulubione zajęcie – przejechał końcówką języka po swojej dolnej wardze, co oczywiście nie uszło mojej uwadze.
Poczułam delikatne pieczenie w okolicach policzków, co oznacza, że swoje miejsce znalazły tam rumieńce, które swoją drogą nie zdarzają mi się zbyt często. Dziwi mnie fakt, że zareagowałam tak na jego odzywkę. Nie pociąga mnie, nie podoba mi się, nie lubię go, więc dlaczego miała bym się rumienić na nic nieznaczący, mało interesujący flirt z jego strony.
- Czyżbyś zabłądziła? – dodał z pewnym siebie uśmieszkiem.
Przysięgam, że nie ma bardziej denerwującej osoby na tym głupim świecie. Cudem powstrzymałam się od odpowiedzi, w tym przypadku i przy moim wzrastającym stopniu zdenerwowania, niezbyt miłej. Głęboko więc oddychając, zaczęłam szukać telefonu w torebce. Gdy owa rzecz znalazła się w moich rękach, wybrałam numer do Kendall. Kiedy nie odebrała za pierwszym razem, spróbowałam kolejny. Po chwili kolejny, kolejny i kolejny. Czemu do cholery nie odbiera?
Fuknęłam zezłoszczona, ignorując rozbawione spojrzenie nadal siedzącego na ławce Jake’a. Rzuciłam mu krótkie, mordercze spojrzenie mające na celu przekazanie mu, że lepiej będzie jeśli nie odezwie się teraz ani słowem. Ponownie spojrzałam na wibrujący w mojej dłoni telefon.
Od: Kendall.
Przepraszam, nie mogę rozmawiać, ale sądząc po liczbie twoich połączeń i czasie, który upłynął stwierdzam, że nie wyjaśniliście sobie wszystkiego. Lepiej to zrób, nie na darmo starałam się być miła i pomocna dla niego.
Po raz kolejny ciężko westchnęłam. Co mam teraz zrobić? Wybaczyć? Nie uważam tego za zbyt dobry pomysł. Nie ufam mu i nigdy nie zaufam. A jeśli Kendall ma rację? Nienawidzę być tak rozdarta.
Wpatrywałam się w ekran telefonu, który po dłuższej chwili zgasł. Nerwowo poprawiłam torebkę, mimo, że wszystko było z nią w porządku. Zrobiłam mały, niepewny krok w jego stronę. Czy aby na pewno przemyślałam to tysiąc razy?
Niepewnie usiadłam trochę dalej niż chłopak. Czułam na sobie jego palące spojrzenie, jednak sama nie odważyłam się na niego spojrzeć. Nie wierzę, że to robię.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – mruknęłam cicho, uprzednio przełykając ślinę.
Przekręciłam się bardziej w jego stronę, by lepiej nam się rozmawiało. Najwyraźniej zaskoczyłam go moim pytaniem, ponieważ na jego twarzy widniał lekki szok. Uniosłam do góry brwi, ponaglając go. Wystarczyła krótka chwila, a jego usta już były wykrzywione w cwaniackim uśmiechu, który muszę przyznać nieco mnie onieśmielał. Skąd się to wzięło?
- Naprawdę chcę z Tobą zacząć od nowa – powiedział z powagą, której u niego dotychczas nie zauważyłam.
- Dlaczego? – szepnęłam bawiąc się swoimi palcami.
- Bo nie jesteś jak te wszystkie inne dziewczyny. Ty jesteś wyjątkowa – wyznał.
Przymknęłam oczy, niezauważalnie uśmiechając się pod nosem i ignorując przyśpieszone bicie mojego serca. Dlaczego nagle tak na niego reaguję? Jeszcze nie całe trzydzieści minut temu czułam do niego odrazę, wstręt i nienawiść, a teraz rumienię się na jakieś przypadkowe słowa? Nie podoba mi się to.
Wstał przez co uniosłam głowę ku górze. Zauważyłam wyciągniętą dłoń w moim kierunku, na co zmarszczyłam brwi.
- Przejdźmy się.
Delikatnie ułożyłam swoją dłoń na jego niesamowicie dużej w porównaniu do mojej. Podniosłam się, łapiąc w międzyczasie torebkę w prawą dłoń. Wolnym krokiem ruszyliśmy w przeciwną stronę ścieżki, którą tutaj wcześniej przyszłam. Dopiero gdy spojrzałam na swoje buty, zorientowałam się, że chłopak nadal trzyma moją dłoń. Nie jakoś mocno czy pewnie, a delikatnie, subtelnie. Jakby się bał, że przez to na niego nakrzyczę. I na początku faktycznie miałam taki zamiar. Skończyło się jednak na tym, że po prostu odsunęłam się o krok, tym samym wysuwając dłoń spomiędzy jego.
- Wybaczysz mi? – przystanął, zmuszając mnie do tego samego.
Złapał za moje obie dłonie, lekko nimi kołysząc. Zdziwił mnie ten gest, ale mimo to nie wyrwałam się. To było całkiem przyjemne, szczerze mówiąc.
Odetchnęłam, patrząc w górę. Słońce przedzierające się przez korony drzew, mocno mnie raziło. Uśmiechnęłam się, czując jak promienie słoneczne otulają moją twarz. Po dłuższej chwili, powróciłam wzrokiem do Jake’a. Odnalazłam jego oczy i czując, że dokonuję dobrego wyboru, wyszeptałam:
- Wybaczę.
Jego dłonie puściły moje. Miałam ochotę jęknąć z niezadowolenia, aczkolwiek to co zrobił chwilę później było czymś o niebo lepszym. Objął mnie ramionami w pasie, pewnie do siebie przyciągając. Czule oparł podbródek o moją głowę.
Czułam się, jakbym poznawała nowego człowieka. Całkiem mi dotąd nieznanego. Mam tylko nadzieję, że faktycznie dokonałam właściwego wyboru.
- Oczywiście – prychnęłam cicho.
Ponownie poczułam szturchnięcie w bok brzucha, więc spojrzałam pytająco na Kendall. Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie, jakby mówiąc mi żeby się zamknęła.
- No, Selena w końcu macie okazję porozmawiać! – odchrząknęła, uśmiechając się tym razem bardziej nerwowo.
- Co do...? – ruszałam niemo ustami, tak by Jake tego nie słyszał – Zwariowałaś?
Chyba nie bardzo zrozumiała co chcę jej przekazać, ponieważ na jej twarzy ciągle widniał ten sam uśmieszek, a ona spoglądała to na mnie, to na chłopaka.
- Więc? – usłyszałam po swojej prawej stronie.
Westchnęłam cicho, wiedząc, że od tego najwyraźniej nie ucieknę. Złapałam swoją torebkę, leżącą pod moimi nogami i przerzuciłam nogi na zewnątrz pojazdu.
- Zabiję Cię – szepnęłam, odwracając się do brunetki.
Jake szerzej otworzył mi drzwi, a gdy już wysiadłam i stanęłam obok, ponownie schylił się do dziewczyny.
- Dzięki Kendall – zakończył swoją krótką wypowiedz uśmiechem i zamknął drzwi.
Staliśmy czekając, aż moja przyjaciółka odjedzie w czasie czego ciągle czułam jego wzrok na moim ciele. Kiedy ja na niego spojrzałam, szatyn zerknął na chłopaków posyłając im cwaniacki uśmiech. Już mi się to nie podoba. Przecież widać gołym okiem, że on coś kręci! No błagam, jak Kendall mogła tego nie zauważyć?
- Idziemy do parku czy może wolisz gdzieś indziej? – zagadnął przyjmując jego typową pozę.
- Obojętnie, powiedz co masz mówić i wracam do domu.
- Park będzie dobrą opcją – zrobił krok w tył, a następnie obrócił się w stronę wjazdu na parking.
Szliśmy drogą na skróty, dzięki której według Jake'a szybciej dojdziemy do parku. Na początku w ogóle bałam się z nim iść jakąkolwiek inną drogą niż tą, gdzie jest mnóstwo ludzi. Nie żeby coś... Jednak fakt, że szybciej się tam znajdziemy i szybciej to zakończę do mnie przemówił. Najwyżej będę uciekać.
- Tam – wskazał ręką na ławkę, kiedy znajdowaliśmy się już na miejscu.
Usiadłam obok niego, zarzuciłam nogę na nogę i oparłam się o oparcie. Skrzyżowałam ręce na piersi, jednak rozplątałam je, by ściągnąć moją spódnicę nieco niżej w celu większego zakrycia moich nóg, gdyż zauważyłam jak chłopak siedzący obok na nie spogląda. Co oczywiście nie było dla mnie zbyt komfortowe.
- Więc? – obróciłam głowę w jego stronę dłuższą chwilę później, podczas której żadne z nas się nie odzywało.
Spotkałam jego oczy utkwione w moich, przez co dopiero teraz zauważyłam jak blisko mnie siedzi. Czułam się niezręcznie, dlatego niewiele myśląc uniosłam się nie zauważalnie i przesunęłam jak najdalej. Moim celem był dokładnie koniec ławki, ale los najwyraźniej nie jest dzisiaj po mojej stronie. Ławka okazała się być krótsza niż mi się wydawało, w skutek czego znalazłam się tuż obok niej, na ziemi.
Usłyszałam cichy śmiech, więc automatycznie spojrzałam w tamtą stronę.
- Dzisiaj najwidoczniej nie jest mi dane od Ciebie uciec - mruknęłam niemiło.
Skrzyżowałam nogi, postanawiając zostać w tym miejscu. Przesunęłam się jedynie do tyłu, by swobodnie móc oprzeć się o znajdujące się za mną drzewo.
- Zaczniesz w końcu? - irytowałam się.
Najpierw mnie nachodzi, prześladuje, prosi o rozmowę, a jak przyjdzie co do czego to nic nie mówi! Czy to nie jest frustrujące?
- No więc - przeciągnął, przesuwając się na koniec mebla, na którym siedział. Wyszło mu to znacznie lepiej niż mi.
- No więc - powtórzyłam krótko, poganiając go.
Sięgnęłam po swoją torebkę mającą swoje dotychczasowe miejsce pod ławką. Wyciągnęłam z niej butelkę wody, którą na szczęście ze sobą wzięłam. Jest coraz cieplej, a ja zdecydowanie nie przepadam za upałami.
Trzymając napój w jednej ręce, drugą odnalazłam swój telefon w celu sprawdzenia godziny. Chwilę później wsunęłam go do najmniejszej kieszonki i zajęłam się wodą. Sprawnie odkręciłam nakrętkę i zaczęłam powolnie pić, tak by się przypadkiem nie oblać.
- Zostańmy przyjaciółmi - powiedział, na co ja wyplułam wodę tworząc przy tym tak zwaną fontannę. Kilkukrotnie zakasłałam, unosząc ręce do góry.
- Z tego co pamiętam to za każdym razem słyszałam słowo "znajomi" - odpowiedziałam, kiedy się już uspokoiłam.
- W czym problem?
- Przyjaciele się ze sobą spotkają, dużo rozmawiają i ogólnie spędzają ze sobą czas. Znajomi zazwyczaj robią takie rzeczy bardzo rzadko, praktycznie w ogóle - uśmiechnęłam się i spojrzałam w niebo, mrużąc oczy.
- Nadal Cię nie rozumiem - ewidentnie udawał głupiego.
- Nie chcę się z Tobą przyjaźnić - odpowiedziałam z przekąsem.
Wstałam z ziemi i pośpiesznie otrzepałam spódnicę z ziemi i kurzu. Złapałam torebkę i poprawiłam ubranie
- Więc do zobaczenia... - przerwałam, by sztucznie się zastanowić - nigdy - dodałam oschle i ruszyłam w ścieżką w stronę wyjścia z parku.
Kątem oka mogłam jeszcze zauważyć jak zrywa się z ławki, a następnie próbuje mnie dogonić. Starałam się iść szybkim krokiem, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty już z nim rozmawiać. Słowa, które powiedziałam pod koniec naszej rozmowy nie były miłe, a chamskie i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie lubię być taka dla ludzi, ale im szybciej sobie odpuści to całe nawiązywanie znajomości od nowa tym lepiej.
- Nie tak chciałem poprowadzić tę rozmowę - sapnął.
- Miałeś szansę, ale jej nie wykorzystałeś. To już nie mój problem - skręciłam w inną ścieżkę, mając nadzieję, że odpuści i sobie pójdzie. Ale jak już wspominałam - los mnie nienawidzi.
- Uważaj! - usłyszałam za sobą, więc nadal idąc odwróciłam głowę w jego stronę.
- Powiedziałam już, daj mi spokój - powiedziałam w momencie kiedy poczułam szarpnięcie.
Nim się obejrzałam, byłam przyciśnięta do klatki piersiowej chłopaka. Jego obie ręce mocno trzymały mnie w talii, przez co pomiędzy nami nie było żadnej przestrzeni. Oddychałam ciężko, trzymając dłonie na jego torsie. Obok nas przejechało dwóch młodych chłopaków na rowerach. Jechali dość szybko, wygłupiali i popisywali się, co oczywiście było nierozsądne. Przecież tutaj spaceruje mnóstwo ludzi, a w razie takich sytuacji jak ta, nie zdążą nawet zahamować.
- Nie ma za co, słonko – udał cmoknięcie i cofnął się o krok, powolnie zsuwając ręce z mojej talii.
Przewróciłam teatralnie oczami i odwróciłam się do niego tyłem, by zorientować się w terenie. Okej, przyznaję, że średnio wiem gdzie aktualnie się znajduję. Chyba nie byłam w tej części parku. Cóż, trudno. Jakoś znajdę wyjście na własną rękę. Westchnęłam cicho, poprawiłam torebkę lekko zwisającą z mojego ramienia i ruszyłam w pierwszą lepszą stronę.
Robiłam małe kroki, ponieważ tak w sumie nigdzie mi się nie śpieszyło. Nie przejmowałam się już znajdującym się gdzieś za mną Jake’iem. Nie wiem nawet czy jeszcze za mną podążał. Nie oglądałam się, ponieważ najwyraźniej nie potrafię tego robić. Ile już razy przez moją nieuwagę miałam małą wpadkę? Dwa na pewno. Ten pierwszy będę pamiętać już chyba do końca mojego nędznego życia. Od tego się wszystko zaczęło i tego też żałuję. Mogłam iść jak normalny człowiek, patrzeć przed siebie i nie rozglądać się jakbym w życiu drzew nie widziała. Wtedy widziałabym, że przede mną ktoś biegnie. Zrobiłam bym zgrabny krok w bok i nie zwracając niczym jego uwagi, żyłabym sobie dalej. Bez niego.
Wydawało mi się, że idę już dość długo. Mogłabym również przysiąc, że już widziałam te same dzieci na tej samej, obdartej z lakieru huśtawce. Chodzę w kółko? Prawdopodobnie tak. Moja orientacja w terenie nigdy nie była za dobra.
- Tak bardzo podoba Ci się to jedno miejsce? – usłyszałam, na co automatycznie się wzdrygnęłam.
Jednak kiedy zauważyłam rozłożonego Jake’a na ławce, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, wywróciłam oczami jak miałam w zwyczaju. Moja twarz przybrała zirytowanego wyrazu. Czy ja się od niego kiedyś uwolnię?
- Nie masz lepszych rzeczy do roboty? – nie potrafiłam tak po prostu przejść, nie odpowiadając na jego zaczepkę. Należę do osób mało cierpliwych i naprawdę bardzo łatwo się denerwuję.
- Patrzenie na Ciebie to moje ulubione zajęcie – przejechał końcówką języka po swojej dolnej wardze, co oczywiście nie uszło mojej uwadze.
Poczułam delikatne pieczenie w okolicach policzków, co oznacza, że swoje miejsce znalazły tam rumieńce, które swoją drogą nie zdarzają mi się zbyt często. Dziwi mnie fakt, że zareagowałam tak na jego odzywkę. Nie pociąga mnie, nie podoba mi się, nie lubię go, więc dlaczego miała bym się rumienić na nic nieznaczący, mało interesujący flirt z jego strony.
- Czyżbyś zabłądziła? – dodał z pewnym siebie uśmieszkiem.
Przysięgam, że nie ma bardziej denerwującej osoby na tym głupim świecie. Cudem powstrzymałam się od odpowiedzi, w tym przypadku i przy moim wzrastającym stopniu zdenerwowania, niezbyt miłej. Głęboko więc oddychając, zaczęłam szukać telefonu w torebce. Gdy owa rzecz znalazła się w moich rękach, wybrałam numer do Kendall. Kiedy nie odebrała za pierwszym razem, spróbowałam kolejny. Po chwili kolejny, kolejny i kolejny. Czemu do cholery nie odbiera?
Fuknęłam zezłoszczona, ignorując rozbawione spojrzenie nadal siedzącego na ławce Jake’a. Rzuciłam mu krótkie, mordercze spojrzenie mające na celu przekazanie mu, że lepiej będzie jeśli nie odezwie się teraz ani słowem. Ponownie spojrzałam na wibrujący w mojej dłoni telefon.
Od: Kendall.
Przepraszam, nie mogę rozmawiać, ale sądząc po liczbie twoich połączeń i czasie, który upłynął stwierdzam, że nie wyjaśniliście sobie wszystkiego. Lepiej to zrób, nie na darmo starałam się być miła i pomocna dla niego.
Po raz kolejny ciężko westchnęłam. Co mam teraz zrobić? Wybaczyć? Nie uważam tego za zbyt dobry pomysł. Nie ufam mu i nigdy nie zaufam. A jeśli Kendall ma rację? Nienawidzę być tak rozdarta.
Wpatrywałam się w ekran telefonu, który po dłuższej chwili zgasł. Nerwowo poprawiłam torebkę, mimo, że wszystko było z nią w porządku. Zrobiłam mały, niepewny krok w jego stronę. Czy aby na pewno przemyślałam to tysiąc razy?
Niepewnie usiadłam trochę dalej niż chłopak. Czułam na sobie jego palące spojrzenie, jednak sama nie odważyłam się na niego spojrzeć. Nie wierzę, że to robię.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – mruknęłam cicho, uprzednio przełykając ślinę.
Przekręciłam się bardziej w jego stronę, by lepiej nam się rozmawiało. Najwyraźniej zaskoczyłam go moim pytaniem, ponieważ na jego twarzy widniał lekki szok. Uniosłam do góry brwi, ponaglając go. Wystarczyła krótka chwila, a jego usta już były wykrzywione w cwaniackim uśmiechu, który muszę przyznać nieco mnie onieśmielał. Skąd się to wzięło?
- Naprawdę chcę z Tobą zacząć od nowa – powiedział z powagą, której u niego dotychczas nie zauważyłam.
- Dlaczego? – szepnęłam bawiąc się swoimi palcami.
- Bo nie jesteś jak te wszystkie inne dziewczyny. Ty jesteś wyjątkowa – wyznał.
Przymknęłam oczy, niezauważalnie uśmiechając się pod nosem i ignorując przyśpieszone bicie mojego serca. Dlaczego nagle tak na niego reaguję? Jeszcze nie całe trzydzieści minut temu czułam do niego odrazę, wstręt i nienawiść, a teraz rumienię się na jakieś przypadkowe słowa? Nie podoba mi się to.
Wstał przez co uniosłam głowę ku górze. Zauważyłam wyciągniętą dłoń w moim kierunku, na co zmarszczyłam brwi.
- Przejdźmy się.
Delikatnie ułożyłam swoją dłoń na jego niesamowicie dużej w porównaniu do mojej. Podniosłam się, łapiąc w międzyczasie torebkę w prawą dłoń. Wolnym krokiem ruszyliśmy w przeciwną stronę ścieżki, którą tutaj wcześniej przyszłam. Dopiero gdy spojrzałam na swoje buty, zorientowałam się, że chłopak nadal trzyma moją dłoń. Nie jakoś mocno czy pewnie, a delikatnie, subtelnie. Jakby się bał, że przez to na niego nakrzyczę. I na początku faktycznie miałam taki zamiar. Skończyło się jednak na tym, że po prostu odsunęłam się o krok, tym samym wysuwając dłoń spomiędzy jego.
- Wybaczysz mi? – przystanął, zmuszając mnie do tego samego.
Złapał za moje obie dłonie, lekko nimi kołysząc. Zdziwił mnie ten gest, ale mimo to nie wyrwałam się. To było całkiem przyjemne, szczerze mówiąc.
Odetchnęłam, patrząc w górę. Słońce przedzierające się przez korony drzew, mocno mnie raziło. Uśmiechnęłam się, czując jak promienie słoneczne otulają moją twarz. Po dłuższej chwili, powróciłam wzrokiem do Jake’a. Odnalazłam jego oczy i czując, że dokonuję dobrego wyboru, wyszeptałam:
- Wybaczę.
Jego dłonie puściły moje. Miałam ochotę jęknąć z niezadowolenia, aczkolwiek to co zrobił chwilę później było czymś o niebo lepszym. Objął mnie ramionami w pasie, pewnie do siebie przyciągając. Czule oparł podbródek o moją głowę.
Czułam się, jakbym poznawała nowego człowieka. Całkiem mi dotąd nieznanego. Mam tylko nadzieję, że faktycznie dokonałam właściwego wyboru.
~*~
Czytasz = komentujesz
:)
Uuu ale świetny!
OdpowiedzUsuńAwwwww Jake, tak trzymać😂😉
OdpowiedzUsuń😻Oby tym razem wszystko było okej😻
OdpowiedzUsuńCiekawe ile czasu tak wytrzymają :P
OdpowiedzUsuńŚwietne!!!
OdpowiedzUsuńOby tak dalej! ;)
OdpowiedzUsuńasdfghjkl *.*
OdpowiedzUsuńSuper!!! *_*
OdpowiedzUsuń/★maniaczka★łez★
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńEmily ♥
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award :D
OdpowiedzUsuńhttp://ksiegapomyslow.blogspot.com/2016/05/lba.html
Boskie �� Dawaj szybko następne! Więcej! //.Snajp.
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?! Już nie mogę się doczekać ❤ Najlepsza
OdpowiedzUsuń