sobota, 12 marca 2016

Rozdział 11: Chciałem cię zobaczyć.


   Dlaczego nie mogłam posłuchać reszty i pozwolić się odwieźć Jasonowi? Do domu zostały mi dwie przecznice, a ten koleś jest naprawdę dziwny. Może powinnam zacząć krzyczeć? Nie, jeszcze nie. Muszę jakoś dojść do głównej drogi. Przyśpieszyłam tempo, ale on robiąc wielkie kroki i tak był tuż za mną. A może powinnam zadzwonić do kogoś? 

Przez moje ciało przeszła ulga, a z ust wydostało się ciche westchnięcie, kiedy chłopak najzwyczajniej mnie wyminął.
Jestem popieprzona. 
Przez te sms’y boję się nawet najzwyklejszych rzeczy.
Zwolniłam nieco, ponieważ od praktycznie biegu bolały mnie nogi. Wkrótce byłam już w domu. Całe szczęście. Ściągnęłam buty i kopnęłam je gdzieś na bok. Od razu skierowałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania, związałam włosy w niechlujnego koka i weszłam do kabiny prysznicowej. Gorąca woda spłynęła po moim ciele, a ja maksymalnie się rozluźniłam. Stałam oparta o ścianę przez coś, co wydawało się być godzinami. W końcu jednak zakręciłam kurek i wyszłam z kabiny. Od razu owinęłam się ręcznikiem, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Osuszyłam się dokładnie materiałem, po czym założyłam na nagie ciało szlafrok. Rozpuściłam włosy, przeczesałam je i umyłam zęby. Jedyne czego mi teraz potrzeba, to sen. Zdecydowanie.
Było coś po północy,  kiedy opadłam zmęczona na łóżko. Miałam na sobie dłuższą koszulkę, ledwo zakrywającą tyłek, w której spałam podczas lata, ponieważ w nocy jest ciepło. Ułożyłam się jak najwygodniej i chwyciłam telefon leżący na szafce nocnej. Nie miałam żadnego powiadomienia, żadnej wiadomości ani nic innego, co mogło by mnie bardziej zainteresować, więc zablokowałam telefon i odłożyłam go na poprzednie miejsce. Zamknęłam oczy, czując coraz większe zmęczenie. Byłam w półśnie, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się do pozycji siedzącej, mrugając i próbując się rozbudzić.
Czyżby mama już wróciła?
Nie wzięła ze sobą kluczy?
Zerwałam się z łóżka, szybkim krokiem kierując się do drzwi. Sprawnie używając klucza, otworzyłam je z zaspanym wyrazem twarzy. Nim mogłam jakkolwiek zareagować, do mieszkania wpadł Jake, ledwo trzymając się na nogach.
- Cześć skarbie – maksymalnie się do mnie przysunął, a jego alkoholowy oddech uderzył w moją twarz. Złapał mnie w talii i przyciągnął do swojego ciała - tak, że nasze klatki piersiowe się tykały – z zamiarem pocałowania mnie.
Był pijany. Kompletnie pijany. Facet w takim stanie, o tak późnej porze nie wróży nic dobrego. Nie raz się o tym przekonałam…
- Co ty do kurwy robisz? – układając dłonie na jego torsie, odepchnęłam go o siebie.
- Chciałem cię zobaczyć – wybełkotał, chwiejąc się na nogach.
Po cichu policzyłam do dziesięciu, próbując się uspokoić. Mój oddech był nierówny, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie, spowodowanym przez moją złość.
- Wyjdź – syknęłam.
Otworzyłam szeroko drzwi pokazując tym, że ma to zrobić teraz. Nie chcę go widzieć.
On natomiast, nic sobie z tego nie robił. Stał, opierając się o ścianę i intensywnie we mnie wpatrując. Nie należę do osób cierpliwych i łatwo się denerwuję. Jake i cała ta sytuacja skutecznie podnosi moje ciśnienie.
- Nie słyszałeś co powiedziałam? Wyjdź, kurwa, zanim zadzwonię na policję – powiedziałam wkurzona. Każde słowo przesiąknięte było jadem. Śmiało mogę powiedzieć, że jedyne co do niego czuję, to nienawiść.
Odkleił się od ściany i ponownie do mnie podszedł. Chcąc jak najszybciej to zakończyć, ułożyłam prawą rękę na jego torsie, wypychając go za próg. On jednak nie chciał ustąpić, a tylko bardziej zaczął na mnie napierać. Otoczył ramionami moją talię i nachylił się. Patrzył prosto w moje zaspane i zmęczone oczy. Jego natomiast były zaczerwienione i przymrużone. Próbowałam się cofnąć, ale na marne. Ostatnio wszystko jest przeciwko mnie.
Przekręciłam głowę na bok, uniemożliwiając mu kontakt wzrokowy. Przez gwałtowny skręt, moje włosy opadły mi na twarz, skutecznie ją zasłaniając.
Jake zabrał jedną rękę z mojej talii, ale tylko po to, by wsunąć kilka kosmyków moich włosów za ucho. Po tym złapał mój podbródek i obrócił moją twarz, w jego stronę.
- Czemu taka jesteś? Dlaczego nie pozwolisz nam zacząć od nowa? – tchnął w moje usta.
Patrzyłam wszędzie, tylko nie na niego. A przynajmniej się starałam.
- Bo nie chcę? Tak ciężko ci to zrozumieć? Daj mi cholerny spokój.
Cicho się zaśmiał, co tylko zirytowało mnie jeszcze bardziej.
- Och, ja tak łatwo nie odpuszczę. Mam nadzieję, że o tym wiesz – na te słowa, spojrzałam w jego oczy. Chłopak wykorzystał moment, a ja nadal nie do końca rozumiejąc jak to się stało, poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, że go nie odepchnęłam. Nie odwzajemniłam również pocałunku. Po prostu pozwoliłam mu się całować.
Jak i dlaczego?
Te dwa słowa krążyły po mojej głowie podczas tej – wydawałoby się krótkiej – chwili. Dopiero myślałam o tym, jak bardzo go nienawidzę, a teraz pozwalam mu się całować?
Co ze mną jest nie tak? 
Jake kopnął drzwi, tym samym pozwalając zamknąć im się z hukiem. Przyparł mnie do ściany obok i nadal całował, a ja po dłuższej chwili przełamałam się, oddając pocałunek. To mi się śni? Czy ja naprawdę obściskuję się z Jakiem po tym jak mnie wykorzystał, a ja powiedziałam mu niezliczoną ilość razy, aby mnie zostawił i że go nienawidzę? Tak, chyba tak. Co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że ze mną ewidentnie jest coś „nie halo”.
Jego dłonie jeździły wzdłuż mojej talii, aż w końcu lewą dłonią złapał moje udo, unosząc je i oplatając sobie wokół pasa.
Zaczęłam bardziej intensywnie myśleć o sytuacji w jakiej się teraz znajduję. Mój zdrowy rozsądek powoli zaczął wracać, a ja opamiętałam się. Oderwałam się od niego jak oparzona w momencie w którym usłyszałam otwieranie drzwi. Odepchnęłam go na bezpieczną odległość, wierzchem dłoni wycierając usta.
- Mama? – pisnęłam, kiedy w progu stanęła moja rodzicielka. Postawiła swoją walizkę tuż obok mnie. Wyglądała na zmęczoną, lekko zszokowaną i ciekawą wyjaśnień. Cóż, nie dziwie się. Pewnie zareagowała bym podobnie, gdybym wróciła po kilku dniach z wyjazdu służbowego, około pierwszej nocy i zastała córkę w koszulce i pijanego chłopaka obok.
Jake ogarniając co się tak właściwie teraz dzieje – nagle stał się trzeźwy. Nie do końca co prawda, ale na pewno był bardziej świadomy tego co robił, nie to co wcześniej.
- Um.. dobry wieczór? – powiedział patrząc na moją mamę.
- Dobry wieczór – odpowiedziała spokojnie zerkając na mnie.
Ja natomiast miałam wzrok wlepiony w chłopaka.
- Będę już leciał. Wybacz, że przyszedłem tak późno – skinęłam głową, patrząc na swoje stopy.
Wkrótce usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Jeśli mam być szczera, bałam się spojrzeć na mamę. Głównie przerażała mnie jej reakcja. Bez wątpienia nie będzie ona należała do najmilszych. Fakt, moja mama jest naprawdę w porządku. Pozwala mi na wiele rzeczy, nie przyczepia się do byle czego i ogólnie dobrze się nam razem żyje. Ale potrafi też wyciągnąć konsekwencje, przekonałam się o tym nie raz.
- Mogłabyś wyjaśnić, dlaczego jakiś chłopak był tu u ciebie o takiej porze, a ty jesteś półnaga? – spojrzałam na nią z rozszerzonymi oczami, rozumiejąc jej mniemania.
- Nie, mamo to nie tak! – pisnęłam.
- A jak?
- Przysięgam ci, że to o czym pomyślałaś nie jest prawdą. Uwierz mi, naprawdę – perswadowałam, po czym opowiedziałam jej zmyśloną historyjkę, która kończy się Jakiem w naszym domu o tak późnej porze, ponieważ zapomniał, że schowałam jego telefon do mojej torebki, kiedy byliśmy razem z paczką na mieście i teraz po niego wrócił, a ja już praktycznie spałam.
Widziałam, że ciężko jej było uwierzyć. Komu by nie było? Nigdy nie byłam dobrą aktorką i nie potrafiłam kłamać.
Skończyło się na tym, że mama stwierdziła, że „porozmawiamy o tym jutro, ponieważ teraz jest późno i powinnyśmy położyć się już spać.”
Kiedy wygodnie ułożyłam się w łóżku, zasnęłam niemal od razu. Bez zbędnych myśli o tym co się dzisiaj wydarzyło.

Przetarłam leniwie oczy i ociężale podniosłam się do pozycji siedzącej. Zamrugałam kilkukrotnie oczami , na końcu zaciskając je, by przyzwyczaić się do światła dziennego. Czarny zegar z białymi wskazówkami oraz liczbami oznajmiał mi, że powinnam już wstawać. Jest 11:48. Czułam się zaskakująco wyspana. Odrzuciłam kołdrę i nadal siedząc, postawiłam stopy na podłodze. Nagle wczorajsze wspomnienia powróciły do mojej głowy, dając znać, że coś takiego się wydarzyło. Znaczy.. wczorajsze jak wczorajsze, ponieważ wszystko działo się już po północy, ale cóż… nie ważne.

Powolnym krokiem ruszyłam w stronę kuchni. Zastałam tam siedzącą i kończącą już swoją kawę mamę. Przywitałam się i zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Do czajnika wlałam wody, a następnie postawiłam go na gazie, w celu zrobienia kawy. Z lodówki wciągnęłam mleko, a z szafki płatki. Połączyłam ze sobą składniki w miseczce i usiadłam na blacie, po czym zaczęłam jeść przygotowany przeze mnie posiłek. Po jego skończeniu włożyłam naczynie do zmywarki i usiadłam do stołu, naprzeciwko mamy z kubkiem w ręku. Wiedziałam, że chciała ze mną porozmawiać.
- Więc, mogłabyś mi przypomnieć czemu to wszystko się wydarzyło? – powtórzyłam to, co wczoraj i siedziałam w milczeniu, oczekując słów mamy.
Kiedy skinęła głową pokazując, że rozumie, westchnęłam z ulgą. Wiedziałam jednak, że nie bardzo mi wierzy.
Po tym kobieta zaczęła wypytywać o moje zajęcia podczas jej nieobecności. Pominęłam kilka szczegółów, a parę innych rzeczy zmieniłam. Tak będzie lepiej.
Rozmawiałyśmy na przeróżne tematy. Mama opowiedziała mi również o swoim pobycie w San Francisco. W końcu rozmowa zeszła na moje osiemnaste urodziny, które będą już za tydzień.
- Jak zamierzasz je świętować? – zapytała, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Nie zamierzam. Nie mam tutaj tylu znajomych by zrobić imprezę. A oni pewnie nawet nie wiedzą kiedy mam urodziny, jakoś nigdy im o tym nie wspominałam, więc… - urwałam.
- Ale przecież to 18-stka! Ma się ją raz. Powinnaś jeszcze o tym pomyśleć – rzuciła z uśmiechem i wstała od stołu. Wstawiła nasze kubki do zmywarki i udała się do swojego pokoju.

*tydzień później*


Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Myślałam, że ktoś do mnie dzwoni, więc na oślep przesunęłam palcem po ekranie, nadal nic nie widząc poprzez zaspane oczy, które dodatkowo drażniło słońce.

- Halo – mruknęłam niezadowolona z faktu, że ktoś budzi mnie w ostatnią sobotę wakacji, którą mam zamiar przespać przed rokiem szkolnym, zaczynającym się już za 2 dni.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc bardziej przypatrzyłam się w ekran. Minęła chwila, zanim zaczęłam wyraźnie widzieć litery.
Okazało się jednak, że nikt do mnie nie dzwonił. To był tylko budzik.
Kretynka.
Ponownie rzuciłam się na poduszki, starając się zasnąć. Niestety nie mogłam, ponieważ mój telefon znowu zaczął dzwonić, a ja tym razem dla upewnienia, że nie będę gadać do budzika, spojrzałam na wyświetlacz.
- Słucham – burknęłam, przykrywając tylko jedną nogę i przewracając się na bok.
- Wszystkiego najlepszego! – usłyszałam donośny krzyk, co sprawiło, że odsunęłam nieco telefon od ucha. Usłyszałam również jak Kendall i Sam śpiewają „Sto lat”, po czym wybuchają śmiechem.
- Zaraz u ciebie będziemy!
- Co?
- Jesteśmy w drodze, będziemy za mniej niż dziesięć minut! – cmoknęła Kendall i się rozłączyła.
Zdecydowałam się zwlec z łóżka i udać do kuchni, czyli tak, jak zawsze. Na blacie w pomieszczeniu zastałam mała torebeczkę i kartkę.
Wszystkiego najlepszego kochanie! Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba.
Kocham, mama.

Sięgnęłam po torebkę i wysunęłam z niej zawartość. Malutka koperta. Powoli ją otworzyłam, a ze środka wypadł łańcuszek. Był śliczny. Idealnie srebrny, lśniący z przywieszką drobnego serduszka, na którym wygrawerowana była litera „S”. Uśmiechnęłam się, obracając w dłoni przedmiot.

Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Pośpiesznie ruszyłam w stronę hollu i z radością wymalowaną na twarzy otworzyłam drzwi.
- Kawy? – zapytałam już po tym, jak dziewczyny wyściskały mnie i złożyły życzenia. Szczerze, nie spodziewałam się, że będą wiedzieć lub pamiętać.
Przytaknęły ochoczo głowami, a ja zabrałam się do roboty. Po wsypaniu czarnego proszku do trzech kubków, zaczęłam przeszukiwać lodówkę.
- Już się nie mogę doczekać dzisiejszej imprezy! – wypaliła Sam.
Spojrzałam na dziewczyny, marszcząc brwi.
- Jakiej imprezy?
- No twojej. Idziemy do klubu. Osiemnaste urodziny ma się tylko raz! – nie, tylko nie to.
Być może mi się wydaje, a być może i nie, ale ostatnimi czasy zrobiłam się chyba trochę aspołeczna.
Mój telefon, leżący na blacie zawibrował, przez co niezauważalnie się przesunął. Sięgnęłam po niego i otworzyłam nową wiadomość.

Od: Jake. 

Najlepszego, piękna :)

Wiem jedno. To będzie długi dzień.


~*~





Jeśli gdzieś pojawią się literówki lub błędy, z góry za nie przepraszam. Pisałam ten rozdział na pół śpiąco, także wybaczcie.
Czytasz = skomentuj

12 komentarzy

  1. Nareszcie, nie mogłam się doczekać. Jest super, zresztą jak zawsze. ❤❤❤❤❤
    /★maniaczka★łez★

    OdpowiedzUsuń
  2. Skarbie pisz szybko następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział. Oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki Jake jest zajebisty 💜😍😍❤

    Hahahha ta impreza musi być epicka!! Jak kazda 18😂😂

    OdpowiedzUsuń
  5. doobre, nie moge sie doczekac imprezy<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Długo oczekiwany, na pewno w następnej część dużo będzie się działo :) jak zawsze super :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Już nie mogę doczekać się następnego ��✌������

    OdpowiedzUsuń
  8. GENIALNY!Nie mogę się doczekać następnego. Oby dużo się działo!😘😍

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie piszesz, bardzo ciekawe opowiadanie.. nic dodać, nic ująć. Brawo! ;)


    http://whitewilloww.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże kocham cie dziewczyno.Super fan fiction.Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.